Koreańczycy nie chcą mieć dzieci

„Samczon mana agi opso!” takie zdanie udało mi się dziś sklecić z mojego koreańskiego na poziomie trzy latka. Tłumaczę je sobie na dużo wujków, dzieci nie ma. Samczon to po koreańsku wujek, do większości swoich polskich kolegów zwracam sie per wujek, gdybym mieszkał w Korei pewnie zamieniłbym to na samczon.

Tu soundtrack do wpisu:

 

Pierwszy raz po trzech latach odwiedzamy rodzinę Haliny w Korei. Mamy rok 2023, Korea nie jest już tak egzotyczna dla Polaków jak podczas mojej pierwszej wizyty, Bibimbap, Kimchi i inne odniesienia pojawiają się dość często w polskich piosenkach, a moja mama jest bardziej na bieżąco z koreańskimi serialami na Netflixie niż moja żona. Koreańczykom zawszę mówię, że gdy pierwszy raz wyjeżdżałem do Azji jedyne z czym Polakowi mogła kojażyć się Korea były samochody Daewoo. Te pięknę nowoczesne wozy, które opanowały nasze ulice by pare lat pożniej stać się synonimem przypału. Daje mi to też okazję do oskarżania ich o zabicie polskiej motoryzacji i sianie wątpliwości czy czołgi, które od nich właśnie kupiliśmy będą lepszej jakości niż Lanosy.

Dla przeciętnego turysty przylatującego tu z innego Azjatyckiego kraju Korea jest miejscem gdzie robi się ogromne zakupy, moda, kosmetyki, odwiedza Gangnam, śledzi trendy, chodzi do klubów, a jeśli jesteś białym facetem masz dużą szansę na poznanie nowych koleżanek na Tinderze. Moj wyjazd wygląda bardziej tak jakby Azjata przyleciał do Polski i z lotniska od razu udał się do Suwałk. Moja żona pochodzi z Andong – najbardziej konserwatywnego miasta Korei, słuchy chodzą, że gdy moja teściowa zaczęła jeżdzić samochodem wzbudziło to dość duży niesmak wśród mężczyzn, a okulary słoneczne przez długi czas uważane były za dziwactwo. Mogę sobie kpić z prowincjonalności tego miasta, jako że sam pochodze z Suwalk i całkiem to ciekawe, że chłopak z Suwałk poznał dziewczynę z Andong.

Zakupów i klubów tu jak na lekarstwo, a moj pobyt na ogół skłąda się z rodzinncyh wycieczek po okolicy i rodzinnych spotkań. Być może dużo z tych rzeczy już kiedyś pisałem, ale zbyt rzadko tu bywam by nazbierać materiału na świeży tekst.

A więc Koreańczycy nie chcą mieć dzieci. Jestem tu już trzeci tydzień i udało nam sie spotkać, ze starymi znajomymi, kolegami z koreańskiej firmy, w której sie poznaliśmy, znajomymi żony, kuzynami. Wszyscy w naszym wieku, wszyscy żonaci, nikt nie planuje mieć dzieci. Ciekawie muszą wyglądać statystyki, w kraju, w którym pokolenie dziadków w większości było farmerami. Mój teść jest jednym z piątki rodzeństwa, teściowa jedną z trzech i myślę, że taka czwórka dzieci to musiała być srednia, przyrost x2, moja żona ma dwie siostry i całkiem sporo kuzynów, obywateli musiało przybywać na potęgę, a tym pokoleniu trend się odwróci o 180 stopni.

W Korei panuje etos pracy. Bardzo często słyszę od Koreańczyków, że po wojnie cały przemysł zostałna północy, Korea Północna była uważana przez dlugi czas, za pierwszy komunistyczny kraj, który odnosi sukcesy, skończyło się to gdy przemysł się zestarzał, a nowej technologii nikt nie wprowadził. Południowcy mówią, ze nie mieli niczego, przemysłu, zasobów, jedyne czym dysponowali to ciężka praca i tak pracują do dzisiaj. Dziesiąta gospodarka świata. Kraj na wiele sposobów podobny do Polski, wciśnięty miedzy dwa mocarsta, grabiony i plądrowany raz przez Japonię raz przez Chiny, język którego raczej nikt się uczyć nie chce, nawet klimatycznie podobnie położony. Wszyscy dziś korzystamy z Koreańskiej elektroniki, Samsung walczy o pierwsze miejsce z Apple, a innowacji wciąż więcej. Po trzech latach widzę mnóstwo nowych aut, które jeszcze chyba nie są dostępne za granicą, niektóre wyglądają ciekawie, niektóre są dość przekombinowane, ale widać, że ktoś nad tym cięzko pracuje.

Sprawdźcie nową serie pralek LG – objet. Nigdy wczesniej nie widziałem pralki, która swoim wyglądem sprawiłaby, że chciałbym ją mieć, byłby raczej zwykłe lub trochę brzydkie pralki. To się skończyło, nowe pralki LG są tak łądne, że możesz je eksponowac w swoim salonie i całkiem możliwe, że inne Twoje meble, będą przy nich wyglądały słabo. Podobnie zresztą nowe lodówki Samsunga.

Każdy wkłada w swoją pracę wszystko, praca jest jest najważniejsza i to może moim zdaniem mimo podobieństw bardzo nas odróżnia od Koreańczyków. W związku z pracą jest presja i prawdobodobnie to sprawia, że Koreańczycy nie chcą mieć dzieci. Jedni znajomi mówią, że nie chcą, żeby ich dzieci mieszkały w tym kraju, inni robią sobie ogromną presję finansową. Twierdzą, że zeby wychować dziecko trzeba odłożyć pieniądze jakich nigdy odłożyć im się nie uda. Edukacja kosztuje, wszyscy porównują sie do sąsiadów, dzieci zasuwają na zajęcia dodatkowe dosłownie do północy. Wrociliśmy z dzisiejszej wycieczki o 8 wieczorem, a siostra żony własnie wychodziła udzielać korepetycji. My dzieci prawdę mówiąc nie planowaliśmy i zdecydowanie żadnego zaplecza finansowego nie mieliśmy przygotowanego, musimy iść na przód i co będzie co będzie, ale zakłądając, że żeby mieć dzieci trzeba zgromadzić małą fortunę, myślę, że nikt w Polsce nie odważłby się na potomstwo. I nie są to ludzie z niżych warstw społecznych, jeden ze znajomych własnie kupił Porshe, ale dzieci mieć nie planuje. Jedynym, który myśli o dzieciach jest 30 letni kuzyn Kim, który odziedziczy po ojcu firmę, projektującą rozwiązania technologiczne dla koreańskich gigantów i który o przyszłość się chyba nie musi martwić.

Zastanawiam się jakim krajem bedzie Korea za 40 lat kiedy moje pokolenie będzie na krańcu życia, wszędzie wokół budują nowe szare wieżowce mieszkalne, widać je na skraju Seulu i w każdym mieście po drodze do Andong. Firmy budowlane należące do ogromnych konglomeratów, których nazwy znamy, a które raczej nie kojażą się nam z budowlanką (Samsung, LG, SK) budują na potęgę, smutne apartamentowce z pustymi placami zabaw pomiędzy. Mieszkania są drogie, a kto będzie w nich mieszkał, nie wiem. Inną sprawą jest ukształtowanie Korei, kraj mniejszy od Polski a bardziej ludny jest bardzo górzysty. Jadąc autostradą praktycznie przez cały czas mijamy porośnięte drzewami góry, a tylko w dolinkach pomiędzy nimi wciśnięte są małe poletka i raz na jakiś czas większe miasto.

Lubię Koreę, za klimat. Zeszłego lata będąc w Polsce po prawie trzech latach wszystkie moje zmysły opanowała nostalgia. Polskie śłońce, kolory natury, zapach lasu, chłodna woda w jeziorze, dotyk kory na drzewach i mchu pod stopami, ostre szyszki, kłujące krzaki malin, zapach domu, przedmioty, których nie widziałem od lat, głosy przechodniów i ludzi w sklepie, szarość bloków, twarze rodziny, zapuszczone małe miasteczka budzą we mnie straszną tęsknotę. Nawet zdjęcia brzydkiej według mojego brata Polski na koncie prowincjonalnego fotografa, na mnie oddziaływują zupełnie inaczej. Wszystkiego tego brakuje mi w Hong Kongu, gdzie wszystko po 8 latach dalej wydaje mi się obce, a co w Korei czasami udaje mi się odnaleźć. Podobne słońce, podobna wiosna, sosny i dęby w lesie, dużo trawy dają pewne ukojenie. Czasem o tym myślę, jak o lekko zniekształconej naszej rzeczywistości, gdzie dużo rzeczy jest znajomych a wiele całkiem innych.

Mimo 13 lat w Azji i chińskieego jedzenia na codzień, jedzenie koreańskie mnie trochę przytłacza, i chociaż jest wiele dań, które uwielbiam jak koreańskie barbecque, smażone kurczaki i wiele innych tak trzy koreańskie posiłki  dziennie mnie wykańczają i mimo, że czuję, że robię coś niekonicznie grzecznego na śniadanie muszę zrobić sobie jajecznicę albo owsiankę, żeby odpocząć po kolacji, na której teść wyciska mi na talerz gluta z surowego kraba, albo posiłku ze znajomi żony, którzy przekonują mnie do zjedzenia smażonych jelit (jadłem, okropne). Dziwnych rzeczy spróbowałem tu sporo i chociaż z jednej strony się czuje jak chłopek roztropek, który nie potrafi sie otworzyć na nowe bardziej wyszukane dania, z drugiej gdy widze morskiego ananasa, żołądek mi się ściska i nie daje się przekonać do nowych przygód kulinarnych.

Nie zrobiłem też praktycznie żadnych postępów w Koreańskim, znowu mówię sobie, że zacznę, ale raczej w to wątpię, zostanę chyba na poziomie dziecka, raczej dość zaniedbanego dziecka. Niedawno brat teścia żartobliwie narzekał, że ktoś powinien mnie nauczyc manier, że na „kenczana?” „Wszystko w porządku?” odpowiadam „kenczana” zamiast „kenczanajo” jak powinno się odpowiedzieć osobie dorosłej. Koreańczycy mają wiele zasad i sposobów wyrażania szacunku. Czasami mnie to przytłacza i sprawia, że czuję się jak prostak. Nalewając coś starczemu prawą rękę musisz podtrzymywać lewą, wypijając kolejkę musisz nie możesz tego zrobić zwracając się w kierunku osoby starszej, tylko gdzieś na bok i takich małych rzeczy jest dość sporo. Po dwóch tygodniach pobytu zobaczyłem teściową z butelką szamponu, którego używałem od przyjazdu, pomyślałem, ze zastanawia się dlaczego ustawiam ją codziennie do góry nogami, okazało się, że shampoo cashmere nie zonacza, że moje włosy będą jak kaszmir tylko, że myłem głowę płynem do prania. Teraz na wszystkim mam metki z angielskimi nazwami. Koreański alfabet jest bardzo prosty w nauce, stosując triki z youtuba, będziesz mógł się nauczyć wypowiedzieć koreański wyraz po 5 minutach nauki, inna sprawa, że nie bedziesz wiedział co on oznacza, ale jak udaje mi sie na soku odcyfrować „sagua” czyli jabłko albo „dalgi” truskawki daje to odrobinę radości.

Myślę czasami o Korei jak o odwróconym państwie komunistycznym, gdzie w komunie wszystko należy do ludzi tak tu wszyscy ludzie należą do wielkich firm i im służą.

Może i chaotycznie to wszystko napisałem, ale chociaż zdjęcia są słabe.

Po trzech latach trochę mi wstyd odpisywać na wasze komentarze, ciekawie coś napisać w czasach gdy wszystko jest publikowane na youtubie. Sprobuję niedługo napisać coś o życiu w Hong Kongu, ale może to zająć znowu sporo czasu. To dla potomnych 🙂

 

Opublikowano w Azja, Korea, Podróże | 1 Odpowiedź

10 miesiecy bez etatu

Udalo nam sie w zeszlym roku, teraz widze jakie to szczescie, poleciec do Polski na swieta. Byl to dosc trudny okres bo ja tuz przed wylotem stracilem prace, a moja zona w tym samym czasie troche przekombinowala i tez skonczyla bez etatu. Wraz z dziecmi lecielismy do Polski w dosc nerwowej atmosferze, polska zima, krotkie dni i ciemnie poranki dosc mocno poglebily to uczucie, chociaz z drugiej strony swiateczna atmosfera wsrod bliskich daly nam dosc duzy komfort. Postanowilismy nie mowic moim rodzicom przez jakis czas w jakiej jestesmy sytuacji. Koszt zycia w Hong Kongu jest wysoki i gdy nie masz pensji czujesz jak potezny wir wysysa pieniadze z Twojego konta, lata oszczedzania starcza na kilka miesiecy zycia. W drodze powrotnej do Hong Kongu niepewnosc tego co bedzie jeszcze sie nasilila.

Wszyscy czekaja az 2020 rok sie skonczy, moze 2021 bedzie lepszy. Chociaz nie jestem zwolennikiem Bidena jakos czuje, ze to moze pierwszy krok powrotu normalnosci? (nie dystkutujmy o tym, to tylko taka luzna mysl) Tyle sie wydarzylo na swiecie. Koronawirus najpier u nas, teraz u Was. To wszystko wydaje sie nierzeczywiste, jak poczatek filmu katastroficznego, kto wie moze to tylko pierwsze 5min filmu, wirus dopiero sie rozkreci, moze szczepionka zmieni nas w zombie;) Wy przynajmniej dostaniecie niemiecka szczepionke, my pewnie chinska. Myslalem, ze na te Swieta uda nam sie znowu poleciec do domu, ale teraz chyba zostaje nam tylko planowac wyjazd za rok? Hong Kong ma sie dobrze, w ciagu ostatniego miesiaca mamy po kilka przypadkow dziennie, trzymamy sie zasad, wszyscy chodza w maskach, myja rece i ograniczaja kontakty, przed wejsciem do kazdej restauracji czy panstwowej instytucji mierzona jest temperatura. Z jednej strony czujemy sie bezpiecznie, z drugiej jestesmy pod takim kloszem, gdy wszedzie wokol jest zle i jesli inni zbuduja odpornosc my zostaniemy tymi zagrozonymi. Nie mozemy nigdzie wyjechac, Hong Kong jest zamkniety dla przybyszow z zewnatrz, daje to dosc klaustrofobiczne wrazenie. Ostatnio Hong Kong i Singapur podpisaly umowe ze otworza loty. Tylko bezposrednie. Wydaje mi sie, ze to genialne rozwiazanie bo ludzie sa tak spragnieni wyjazdu, ze moga nakrecic turystyke obu miast. Znowu musze docenic to gdzie miaszkam, nasza mala wyspa ma wakacyjny klimat, chodzimy na plaze, dzieci lapia kraby i chyba mozna by utknac w gorszym miejscu. W niedziele krab, ktorego zlapalismy na wedke uczypnal Ewe gdy wlozyla rece do wiaderka. Ma teraz slad, pokazuje na niego i mowi Crab! ze smutna mina. Jakby czytal to kiedys Janek to on wlasnie namowil Ewe zeby wlozyla tam rece zlosliwiec jeden.

Pierwszy rok prowadzenie firmy i traktowanie jej jako jedynego zrodla dochodu jest dla mnie jak rollercoaster. Duzo emocji, nerwow, ale tez krotkie momenty satysfakcji. Zaraz po powrocie do Hong Kongu dostalem zlecenie na duzy stol do jadalni. Majetni klienci, wlasiciele jakiegos funduszu inwestycyjnego wraz z projektantem odwiedzili warsztat i o dziwo widzac moja zabalaganiona klitke potwierdzili zamowienie. Cena, ktora wydawal mi sie juz dosc wysoka, nie zrobila na nich zadnego wrazenia, nawet myslalem, ze wygladaja na troche zawiedzonych, ze ich super stol tak malo kosztuje. Takie sytuacje chyba tylko w Hong Kongu. Jakis czas pozniej projektant zapytal czy bylbym w stanie dostarczyc dosc specyficzne fronty kuchenne dla tego samego klienta. Ja mialem juz w Polsce dobry kontakt z wlascicielem swietnego warsztatu stolarskiego, ktory moim zdaniem podejmie sie kazdego wyzwania. Potwierdzilismy cene i te frony wraz ze stolem daly mi poczucie, ze moze byl to dobry rok na zajecie sie firma i ze wszytsko bedzie dobrze, pierwszy miesiac powinien wyjsc na plus.

Fronty mialy byc dostarczone przesylka lotniczna, ktora jest dosc kosztowna. W tym samym czasie rozkreca sie wirus. Potwierdzajac detale wysylki z firma logistyczna dowiedzialem sie, ze z powodu anulowanych lotow, koszt wysylki wzrosl czterokrotnie, a cena z klientem jest juz potwierdzona. Nawet nie to, ze strace cala prowizje. Terminu wysylki nie da sie ustalic, sytuacja zmieniala sie z dnia na dzien, firma logityczna mowila, ze moze jutro, moze w przyszlym tygodniu, moze za dwa tygodnie, a ja co rano mialem telefon od projektanta, ktory pytal o to kiedy dostanie swoje fronty. Teraz chyba zaczynam sie juz przyzwyczajac do takich ponaglen, ale na poczatku roku dosc mnie to przygniotlo. Budzilem sie zdenerwowany przed switem, pierwsza mysla byl projekt i nie udawalo sie juz po tym zasnac. Koniec koncow przesylka dotarla chyba z 40 dniowym opoznieniem, remont mieszkania dalej trwal wiec nic nie zawalilem, a uswiadomilem sobie, ze ponaglanie podwykonawcow to chyba chleb powszedni projektantow. Cos co mi nie dawalo spac jest prawdopodobnie standardowa procedura od strony projektanta. W ciagu kolejnych miesiecy zlecenia wpadaly dosc regularnie, rozne projekty mniejsze i wieksze, gdy nie bylo zamowienia sam cos robilem co na ogol udawalo mi sie potem sprzedac. Pojawiali sie nowi klienci z coraz wiekszym budzetem, a ja stopniowo podnosilem ceny. Projektant od zamowionych frontow kuchennych byl bardzo zadowolony i wrocil z kolejnymi zleceniami.

Chyba jeszcze piszac poprzedni wpis dogadywalem nowy transport drewna z dostawca, ktorego odwiedzilem w Polsce w czasie Swiat. Wsrod zamowien byl wielki stol 3×1.2m, ktory mial byc dostarczony do jednej z najbardziej prestizowych dzielnic w Hong Kongu. Po schodach willi znosilo sam blat osiem osob.


View this post on Instagram

A post shared by Hardwood HK Ltd (@hardwood_hk) on

W okolicach lipca pojawilo sie kolejne zamowienie, rowniez od biura projektowego dla ktorego sprowadzalem fronty. Jest to mloda firma z bardzo swiezymi projektami, ktora odnosi tu wiele sukcesow i trafia do coraz lepszych klientow. Zamowili tez u mnie stol do swojego biura, ktory przetestowalismy pijac lane piwo z kega, ktory maja zainstalowany w swojej siedzibie. I chyba w dniu gdy go dostarczalem uslyszalem, ze skontaktowal sie z nimi Swire, najwiekszy, najbardziej prestizowy deweloper w Hong Kongu. Deweloper moze w Polsce brzmiec jak, ktos kto wybudowal wlasnie nowy blok kolo was i probuje opchnac mieszkania reklamujac je w radiu.

Swire to inna liga i chyba moglby byc to material na osobny wpis, to nie tylko deweloper ale ogromny moloch, konglomerat to chyba lepsze slowo, ktory oprocz deweloperki ma cala siec innych biznesow. Swire jest wlasicielem Cathay Pacific, lokalnych linii lotniczych, ktore sa chyba najlepszymi liniami w Azji, jest tez tu wylacznym dystrybutorem Coca Coli, cukier w sklepach ma logo Swire, Wikipedia mowi tez o transporcie ropy i gazu. Swire nalezy do brytyjskiej rodziny, ktora jest wyceniana na 25 miliardow dolarow. Jest to jedna z tych firm, ktore w XIX wieku wzbogacily sie na handlu z Chinami. W Hong Kongu kazdy zna Taikoo Place, dzielnice, ktora podobno Anglicy sprzedali tej firmie za 1 dolara tuz przed przekazaniem Hong Kongu Chinom.


View this post on Instagram

A post shared by iloveyourmici (@iloveyourmici) on


Taikoo Place to dzielnica blyszczacych biurowcow, w powietrzu czuc pieniadze, cala okolica obrosla modnymi knajpkami, w ktorych siedza ludzie sukcesu. Taikoo to jest adres, ktory chcecie miec na wizytowce. Po srodku tej dzielnicy stoi budynek One Island East, na 19 pietrze, ktorego jest miejsce gdzie Swire prezentuje swoje projekty potencjalnym klientow. Pomieszczenie ze scianami wykonczonymi szarym pluszem, z przesuwanymi wielki drzwiami, ktore po zamknieciu staja sie niewidoczne, z ogromnym interaktywnym ekranem LED gdzie mozna zobaczyc cala dzielnice i nowe inwestycje. Wlasnie to pomieszczenie dostalo do przeprojektowania biuro, z ktorym mam okazje pracowac. Gdy wspomnieli o stole konferencyjnym, ktory ma sie tam znalezc powiedzialem ze jestem gotowy zabic zeby dostac taki projekt, a szef firmy powiedzial, ze wyglada na to, ze go wlasnie dostane.

W tym momencie wydawalo mi sie ze zlapalem Pana Boga za nogi. Praca ze Swire to marzenie kazdego architekta, gdy inni deweloperzy buduja to co juz sprawdzone, Swire lubi eksperymentowac. Pracuje z nowymi biurami, ktore robia cos ciekawego, pracuje z artystami, inwestuje w sztuke. Jest chyba na swoj sposob wspolczesnym mecenasem. A ci inni deweloperzy potem kopiuja to co zrobil Swire. Zawsze czulem sie obco w Taikoo Place, a teraz dostalem szanse zbudowac stol, ktory stanie na najbardziej prestizowym pietrze w tej lokalizacji. Moze to zalosne, ale wyobrazalem sobie to jaki wielki srodkowy palec dla mojego szefa, ktory zwolnil mnie w duzej mierze z powodu prowadzenia tego biznesu po godzinach, a ktory wielokrotnie wspominal, ze dalby sobie odciac reke zeby moc cos zrobic dla Swire. Czasami sobie myslalem ze moze ktoregos dnia bede mial szanse cos dla nich zrobic, moze za kilka lat, nigdy bym sie nie spodziewal, ze dostane szanse tak predko. Trudno mi sobie nawet wyobrazic co moglbym sobie postawic za kolejny cel, ktory bylby bardziej ambitny niz ten.

Moj udzial w projekcie zostal zatwierdzony, wraz z kolega, ktory pracuje na uniwersytecie a zna sie na elektornice, spawaniu i ogolnie budowie skomplikowanych rzeczy zabralismy sie do pracy. Stol o wymiarach 3×1.2m, ktory mial byc poczatkowo dosc prosty, dwa wielkie debowe blaty ze stalowa podstawa, szybko ewoluowal po spotkaniach z projektantami i deweloperem. Blat zostal podzielone na 4 czesci, pociety pod trudnymi katami, a dwie czesci mialy sie podnosic do 1m mechanicznie, sterowane zdalnie. Swire nawet zrobil sobie aplikacje na telefon, z ktorej moze to kontrolowac. Ja sie na wszystko zgodzilem bo gdzie jest ten moment kiedy mowisz, ze jednak to juz za duzo? Troche to szalenstwo ze tak duza firma zgodzila sie zlecic to firmie jednoosobowej, ale moze wlasnie jest to potwierdzenie tego jak lubia eksperymentowac.  Miesiac, ktory mielismy na zaprojektowanie detali i zbudowanie calosci byl miesiacem strasznej presji. Nie wszystko szlo plynnie, na spotkaniu z deweloperem po 3 tygodniach zaczelismy przebakiwac, ze chyba jednak sie nie wyrobimy, ze potrzeba wiecej czasu. Reprezentantowi firmy, chyba sie spodobalo co zobaczyl bo powiedzial, ze nie ma takiej opcji. Musicie sprawic, zeby niemozliwe stalo sie mozliwe, w Hong Konskim stylu. I dalej nie wiem jak ktos moze Cie przekonac takim tekstem, ale wrocilismy do pracy. Kolejne problemy pojawily sie 2 dni przed koncem, zdecydowalismy sie powiedziec, ze albo dostaniemy dodatkowy tydzien, ale rezygnujemy z tego, na co znowu uslyszelismy, ze to nie do zaakceptowania. Ostatecznie stol stanal na miejscu w dniu, w ktorym go oczekiwano, przede mna byly jeszcze dwa miesiace poprawek, ktore chyba sie wlasnie koncza. Opisujac to brzmi to dosc krotko, ale byly to dla mnie kolejen 3 miesiace kiedy nie moglem spac z nerwow.

Te projekty, plus kilka innych, nad ktorymi pracowalem w miedzy czasie przelozyly sie na praktycznie 10 miesiecy stresu, ktory dopiero w tym miesiacu troche zelzal. Praktycznie kazdy projekt nad, ktorym pracuje jest czyms czego wczesniej nie robilem, a ja jako architekt, bez zadnego wyksztalcenia stolarskiego oprocz youtuba staje przed sporym wyzwaniem. Nie chce Tu sobie jakos schlebiac, ciagle sobie powtarzam, ze to co sobie wymyslilem to jakies totalne kretynstwo i ojciec dwjki dzieci nie powinniec sie bawic w takie glupoty, ale jednoczesnie mysle, ze moje doswiadczenie moze byc bliskie wielu osobom, ktore zdecydowaly sie zalozyc swoja firme. Wielkie ryzyko, stres, emocje, a jednoczesnie zdobywanie ogromnych ilosci doswiadczenia. Moja firma to emocjonalna hustawka, ciekawosc klienta przy pierwszym spotkaniu, czesto zlosc gdy projekt sie opoznia do dosc czesto okazywanej radosci gdy juz dostana swoj kawalek drewna.

Patrzac na to z perspektywy wlasiciela firmy mysle coraz czesciej jak marny to biznes. Brak powtarzalnosci, brak mozliwosci skalowanie, ciagle ryzyko nie daje poczucia stabilizacji. Porownuje sobie to z innymi osobami, ktore na przyklad czyms handluja, ktore maja biznesy internetowe i zastanawiam sie co zmienic. Brakuje mi chyba mentora, ktory ma doswiadczenie w prowadzeniu firmy. Mysle jak to wszystko zmienic, pracuje nad swoja kolekcja mebli, chociaz nie narysowalem jeszcze nic co by mnie satysfakcjonowalo. Stworzenie produktu, ktory bylby popularny, powtarzalny i ktory moglby byc sprzedawany tez na inne rynki wydaje mi sie najlepsza droga. Praca w stolarstwie ma wiele kierunkow, zabralem sie za to bo chcialem projektowac i tworzyc cos wlasnymi rekami, ale teraz widze, ze to strasznie ogranicza mozliwosci, glownie finansowe. Przez ten rok patrze jak pieniadze ubywaja z mojego konta prywatnego i przybywaja na firmowym. Moim celem jest zeby w styczniu miec na firmowym tyle co ubylo z prywatnego i wyjsc na zero. Prowadzenie firmy ogolnie zmienilo sposob patrzenia na pieniadze. Kiedys byla pensja, wplywala na konto co miesiac, wiedzialem ile wydam, ile moze mi zostac, ile na wakacje. Teraz te pieniadze jakos sa a jednoczesnie ich nie ma. Jednego miesiaca nie wplywa prawie nic, drugiego wplywa calkiem sporo. Zaliczka jest na koncie, ale do czasu doreczenia gotowego produktu nie moge jej traktowac jako swojej wlasnoci, ja jestem komus winien pieniadze, ktos zwleka z zaplata za projekt, trudno sie zorientowac w jakiej jestem sytuacji. Mozliwosc utrzymania sie w Hong Kongu z pracy wlasnych rak jest juz dla mnie duza satysfakcja, a moze w przyszlym roku uda mi sie to wszystko jakos przeorganizowac zeby mialo wiekszy sens.

Taki pamietnik sie z tego bloga robi. Strasznie statycznie. Dziekuje za odwiedziny!

 

Opublikowano w Azja, Biznes, Hong Kong, Życie w Chinach | 4 Odpowiedzi

Pierwszy rok

 

W firmie architektonicznej gdzie do niedawna pracowalem ukladalo sie roznie. Nie byla to praca marzen, podpisujac umowe zakladalem, ze w Hong Konskim stylu zaczepie sie i wykorzystam ten etat, zeby znalezc lepszy. Szef byl bardzo sympatyczny, docenial moja prace, stalem sie moze i glownym projektantem i po kilku miesiacach stwierdzilem, ze zostane na dluzej. Niestety wlasciciel firmy w Chinach, do ktorej nalezala nasz firma musial miec inne zdanie o moim szefie i po kilku miesiacach mojej pracy, a 4 latach jego rozwiazal mu umowe i zatrudnil mlodszego bardziej agresywnego szefa. Mielismy spotkanie z nowym zarzadem, na ktorym zapewniono nas, ze nasze pozycje sa bezpieczne. Nowy szef wprowadzil dziwna atmosfere. Zapowiedzial wielkie zmiany lekcewazac i dyskredytujac wszystko co robilismy dotychczas. Wraz z kolega, ktory pracowal w tej firmie od dluzszego czasu zaczelismy nazywac sie druzyna B. Kolega zniosl to wszystko lepiej ode mnie, byl jednym z tych, ktorzy na kazda zniewage odpowiedza z usmiechem majac glownie na uwadze kredyt, ktory splaca i rodzine. Ja biorac ta prace tez mialem na uwadze rodzine i nie moglem byc wybredny, ale przez kolejne 2 lata miedzy nami dochodzilo do starc. Wieczorami pracowalem w warsztacie i coraz czesciej mowilem sobie, ze juz czas odejsc i sprobowac skupic sie na swoim biznesie. W grudniu zeszlego roku, na samym poczatku COVID-19 dostalem wypowiedzenie w trybie natychmiastowym. Spakowalem swoje rzeczy do pudelka i pojechalem prosto do warsztatu pracowac nad stolem, ktory musialem skonczyc, dosc gladka transformacja. Nie bylo myslenia co robic dalej i gapienia sie w okno. Przez poprzedni rok udalo mi sie zbudowac juz jakas marke.

Przez poprzedni rok wciaz mialem zlecenia, ktore bylemw  stanie skonczyc po pracy. Poczatkowo zakladalem sprzedaz drewna innym i skupienie sie na stworzeniu wlasnej kolekcji. szybko sie jednak okazalo, ze malo kto potrafi pracowac z litym drewnem, kroluje tu sklejka z okleina i wiekszosc klientow chciala zamowic gotowy produkt. Pierwszy wiekszy stol zrobilem dla wlasciciela sieci kawiarni. wymyslilem cene, ktora wydawala mi sie odpowiednia, a zadowolony klient po zaplacie powiedzial mi, ze sprzedaje swoj produkt za tanio. Po nim pojawili sie kolejnie, probowalem sie reklamowac w roznych mediach spoelcznosciowych, ale chyba najlepiej wyszedl mi instagram. Liczba obserwujacych szybko rosla i trafialy sie kolejne zlecenia. Oprocz tych mniejszych wpadlo tez kilka bardziej prestizowych. Ktoregos dnia zglosil sie projektant z biura nalezacego do wielkiej sieci, ktora ma kilka wlasnych marek odziezowych, ale handluje tez produktami Dior Chanel itp. Poczatkowo chcieli kupic tylko drewno do nowej ekspozycji w swoim glownym sklepie, ale szybko okazalo sie, ze ich wykonawcy nei chca pracowac z litym drewnem. Nie wiem jak udalo mi sie przekonac projektanta, ktory widzial moj maly warsztat, ze bede wstanie dostarczyc im 15 elementow, laczacych stal, drewno, lustra, plexi i oswietlenie LED, ale kilka dni pozniej otrzymalem od nich zaliczke. Zlecenie bylo dla mnie dosc duze, termin wykonania z deadlinem, ktorego absolutnie nie mozna bylo przekroczyc tylko dwa tygodnie. Postanowilem zarejestrowac firme Ltd. czyli odpowiednik w Polsce chyba Z.O.O., w obawie pozwu z ich strony gdyby cos nie wyszlo. Projektu nie bylem w stanie zrealizowac sam, ale mialem juz jakas siec znajomych, ktorzy zgodzili sie do mi pomoc. Jeden spawacz, jeden stolarz i elektryk. Ja skupilem sie nad koordynacja i koniec koncow nie wykonalem zadnej fizycznej pracy. Nerwow bylo duzo. Wszystko przebiegalo dosc dobrze do momentu gdy podczas skladania wsyzstkiego na probe okazalo sie ze profile z plexi, ktore zamowilem w Chinach mialy zamiast 154mm srednicy zamiast 150mm podanych przez producenta. Noc przed doreczeniem przespalem z otwartymi oczami myslac o tym jak poinformuje o tym klienta. Ten okazal sie dosc wyrozumialy, widocznie przy kazdej dostawie pojawiaja sie problemy, umowilismy sie ze zlozymy to co jest a nowe profile zamowimy w ciagu tygodnia. Spawacz skonczyl swoja robote o 7.30 wieczorem a o 7.45 pakowalismy juz wszystko z Hindusami z firmy przewozowej na ciezarowke. Ustawienie wszystkich elementow zajelo cala noc, ale kilka dni pozniej projektant przekazal informacje, ze jeden dwoch wlascicieli tej ogromenj firmy odwiedzil wystawe i byl bardzo, bardzo zadowolony z efektu. Moje regaly staly na parterze ich flagowego sklepu, w centrum najdrozszej dzielnicy handlowej Hong Kongu i prezentowaly okulary najdrozszych marek.

Po tej realizacji uwierzylem, ze wszytsko jest mozliwe. Ja, sam jeden, chlopak z Suwalk wspolpracuje z jedna z najsilniejszych marek odziezowych w Azji. Chociaz jednoczesnie przyjalem na siebie niespotykane dotad ilosc stresu. Wciaz bylem jednoosobowa firma w malym warsztacie (i dalej jestem), ale wydawalo mi sie, ze bedzie juz tylko lepiej (co juz nie raz okazywalo sie nie prawda).

Po pierwszym roku dzialanosci zrobilem sobie rozliczenie finansowe. Wyszlo mi to na minimalnym plusie, zakladajac niestety, ze moja praca nic nie kosztuje. Z drugiej strony pracoalem tylko wieczorami majac jednoczesnie pelen etat, udalo mi sie wyciagnac wszystko co w firme zainwestowalem, kupic kilka dosc dobrych maszyn i zamowic dwa kolejne kontenery drewna. W ciagu pierwszego roku mialem jeszcze dwa duze zlecenia i jak wczesniej z obu klienci byli bardzo zadowoleni. Praca nad mniejszymi projektami wraz zdoswiadczeniem stala sie prostsza, chociaz za kazdym razem jest ten moment  niepewnosci po wyslaniu produktu do klienta oczekujac na jego reakcje. Zdecydowanie brakuje mi wspolnika, a moze jeszcze bardziej kogos doswiadczonego w biznesie, kto wiedzialby jak podniesc firme na nastepny poziom.

Opublikowano w Azja, Biznes, Chiny, Hong Kong, Życie w Chinach | 1 Odpowiedź

Hardwood HK Ltd

Razem  z Marcinem od lat urzadzalismy sobie biznesowe czwartki. Czasami srody albo wtorki. Studiowalismy razem architekture, Marcin dolaczyl do naszej ekipy jakis czas po mnie w Chinach i chociaz w Pekinie mieszkalismy raze nie tak dlugo, zarazil mnie biznesowym mysleniem jesli mozna tak to nazwac. Zalozylem konto maklerskie, zaczalem czytac puls biznesu i raz w tygodniu przez internet juz chyba bedzie 8 lat jak omawiamy sobie rozne pomysly. Nie zeby cos z tego naprawde wyszlo, ale takie nakrecanie sie nawzajem zeby cos zrobic i urwac sie z etatu. Emerytura w wieku 40 lat, niezaleznosc finansowa, dochod pasywny itp. Na poczatku byla gielda, ktora po latach stwierdzilem nie rozni sie, szczegolnie w Polsce z przekretami jakie tam maja miejsce duzo od ruletki. Byl czas szukania domen, wszystko zaczelo sie innego kolegi, ktory dowiedzial sie ze Albania zaczyna sprzedaz domen z koncowka .al Rozne pomysly, tyle mozliwosci, nowy rynek, koncowka taka tworzy wiele mozliwosci np. psychologic.al, dermatologic.al line.ar az do takich smaczkow jak sexu.al, interraci.al – ktre nawet kupilem czy do absolutnej perelki an.al. Z tego tez nic nie wyszlo, ale nakrecalo dalsze kombinowanie. Przez jakis czas budowalem chinskiego Kwejk.pl czyli portal ze smeisznymi obrazkami. Marcin zapoznal mnie z Polska uczelnia Asbiro – jedyna szkola, w ktorej ucza wylacznie przedsiebiorcy. Dla niektorych jest to podejrzana instytuacja, dla mnie cos genialnego. Polecam dostepne za darmo filmy na youtube, w ktorych ludzie opowiadaja o poczatkach swoich biznesow z branzami tak roznymi jak bakalie, sklepy internetowe, inwestycje w garaze az do wykladu pana Gasiorowskiego z Art B, o czym ogladalem tez niedawno swietny serial z Canal +. Cala ta przypadkowa wiedza dala mi jakies podstawy do zalozenia mojeje firmy. Idac za rada kogos z Asbiro zanim sprowadzilem drewno do Hong Kongu dalem ogloszenie w kilku miejscach ze mam taki produkt zeby sprawdzic czy jest jakies zainteresowanie – bylo! Znalazlem w Polsce dostawce, potem byly straszne meczarnie zeby to wyslac kontenerem, ale w koncu towar zostal zapakowany i wyruszyl w podroz. Mialem juz zalozona wtedy strone, jakies social media i pierwszego klienta, ktory czekal ze stosunkowo duzym jak mi sie wydawalo zamowieniem na dostawe. Wszystko bylo organizowane bardzo chaotycznie, pomieszczenia na warsztat wciaz nie mialem gdy kontener dotarl juz do portu, umowe wynajmu podpisalem dzien przed przyjazdem ciezarowki, dostawa o 8 rano, wieczorem dowiaduje sie ze powinienem zarezerwowac miejsce parkingowe w budynku do rozladunku, biuro zarzadu juz zamkniete, nieprzespana noc, ale wszystko koniec koncow sie udalo. Czterech Chinczykow, dwoch kolegow, kilka godzin pracy i otworzylem szmpana w nowym warsztacie.

View this post on Instagram

Heavy overload in the warehouse, it might not look so impressive just yet but I've seen some exceptional pieces during unloading. I'm quite sure I have the biggest pieces of oak in the city that weight maybe 200kg each. There are quite a few 6cm Ash and Maple slabs, regular 5cm Beech, Cherry and Accacia lumber. Some Apple tree roots and oak cookies for resin. I will keep you updated once I organize everything. If someone is looking for beech I can give you a good price if you help me to make some space in the workshop by taking it. I would be happy to meet those who want to buy raw wood and finish themselves first as it's bit tight to work. . . . . . . . . . #foodie #hkfoodie #hkfood #liveedge #slab #monolith #carpentry #funiture #design #interiordesign #hkdesign #madeinhk #designedinhk #oak #elm #ash #table #diy #木大板 #实木大板 #香港實木 #實木#hardwood #hk #室內設計 #香港 #table #852 #hkig

A post shared by Hardwood HK Ltd (@hardwood_hk) on

Hong Kong jest prawdopodobnie najgorszym miejscem, zeby otwierac biznes tego typu. Tak jak w Polsce mozesz zaczac stawiajac garaz blaszak, wynajmujac jakas hale na skraju miasta za kilkaset zlotych mozesz zaczac cos robic z drewnem, tak tu moje pomieszczenie 4x10m kosztuje mnie 3400zl miesiecznie i znajduje sie na 23 pietrze 24 pietrowego budynku przemyslowego, do ktorego dojazd zajmuje mi z domu ponad godzine. Windy maja niecale 3m szerokosci, duze monolity drewniane musialem ciac juz w kontenerze, zeby zmiescily sie do windy. Pierwszego dnia po dostawie, pewien Kanadyjczyk, wlasciciel malej firmy robiacej meble, ktorego zlapalem przez moje lipne ogloszenie kupil ode mnie towar, ktory pokryl 3 miesiace czynszu. Ja mialem dalej robote na pelen etat, ktora mogla pokryc moja inwestycje w drewno. Byla jakas nadzieja!

Opublikowano w Azja, Biznes, Hong Kong, Praca, Życie w Chinach | 3 Odpowiedzi

Tak jakby od zera

Wiem, ze na blogu malo sie dzieje, kilka razy zastanawialem sie czy cos z tego bedzie czy moze go juz zamknac, kilka razy zapowiadalem ze bede pisal wiecej. Zycie sie zmienilo, tak jak iloveyourmici zaczelo sie jako opis wielkiej przygody jaka byl wyjazd do Chin w 2010, mial byc blogiem podrozniczym, tak teraz zycie sie ustatkowalo, podrozy mniej, a jesli juz to z dziecmi wiec tez nie takie dzikie. No podrozniczy blog to juz nie bedzie, szczegolnie ze jest sporo osob, ktore pewnie obserwujecie, ktore robia to bardzo profesjonalnie. Ogladam BezPlanu i tak mysle, ze moja podroz wokol Chin na motocyklu odbyla sie kilka lat za wczesnie, technologia jeszcze nie nadazala, co prawda mialem juz internet mobilny, ktory pozwalal mi pisac codziennie nawet z jakis krzakow gdzie mialem rozbity namiot, ale krecenie filmow i streamingi to jeszcze nie bylo tak latwo osiagalne. Kto wie, moze teraz daloby sie na tej bazie zbudowac zycie zawodowe podroznika. Chociaz czy to byloby dobre? Po dwoch miesiacach na motocyklu mialem dosc calego wyjazdu i moze w pewnym wieku trzeba usiasc na dupie i zajac sie czyms innym.

View this post on Instagram

It's been two years since my last trip to Poland. Also Christmas time. Somehow a trip to forest in a cold day made me realize how I miss where I come from. It also gave me an idea to start Hardwood HK. Now I'm back for new inspirations. I'm going to meet some new suppliers, all small, local and unique. I will bring you more forest experience soon. From January my workshop will be open more or less full time so I hope to meet more of you. Meeting by appointment still prefered though. Merry Christmas from Filip. Hardwood HK – details by nature, customized in HK. . . . . . . . . . . . #foodie #hkfoodie #hkfood #liveedge #slab #monolith #carpentry #funiture #design #interiordesign #hkdesign #madeinhk #designedinhk #oak #elm #ash #table #diy #木大板 #实木大板 #香港實木 #實木#hardwood #hk #室內設計 #香港 #table #852 #hkig

A post shared by Hardwood HK Ltd (@hardwood_hk) on

Po dlugim likendzie z dziecmi pomyslalem, ze moze jednak bede dalej pisal, ale formula bloga sie zmieni. Moze bedzie to bardziej zapis wspomnien dla moich dzieci, kto wie, moze kiedy Janek albo Ewa wygrzebia ta strone i beda mieli ochote poczytac nie tylko co tata robil, ale tez jak sami dorastali i jak wygladalo zycie codzienne nie tak mlodych juz moze rodzicow. W grudniu dostalem dosc brutalne wypowiedzenie z firmy po 3 latach, nie zwiazane z korona wirusem, bardziej z konfliktami z przelozonymi i moja niechecia do tej firmy. Pisalem juz wczesniej o moim rozgoryczeniu po pracy w Hong Kongu. Zaliczylem chyba 4 firmy, wszystkie wspominam zle, zadna z nich nie byla naprawde moim wyborem, miejscem gdzie chcialbym pracowac, wszystkie zaliczylem tylko po to zeby miec pieniadze na utrzymanie rodziny, pochyla w dol, z marnej firmy ciezko wskoczyc do lepszej. W ostatniej 3 lata pracowalem na centrami handlowymi, ktore od zawsze uwazalem za totalne zeszmacenie i dno w zawodzie architekta, gdybym ktos mi powiedzial, ze tam skoncze 10 lat temu nie uwierzylbym. Z drugiej strony centra handlowe to najbardziej stabilna czesc architektury, wiec znowu sprzedanie idei dla pieniedzy. Brakowalo mi tez zawsze bardziej bezposredniego kontaktu z budowa. Na zachodzie, w Polsce, wszytsko to wyglada troche inaczej, robisz projekt,spotykasz sie z klientami, chodzisz na budowe, widzisz jak to wszystko powstaje, mozesz dotknac sciany, ktora narysowales, na kawalku sklejki rozwiazac jakis detal. Przez ostatnie 4 lata siedzialem tylko przed komputerem i budowalem jakies smieci w 3d, z ktorych wiekszosc nigdy nie zostanie zrealizowana.

Z frustracji zaczalem interesowac sie stolarstwem i projektowaniem mebli, kupilem spawarke, ktora nauczylem sie obslugiwac z youtuba, jakas pierwsza pile i zaczalem sie bawic za domem. Zalozeniem mialo nie byc tylko projektowanie, zalezalo mi na tym zeby wszystko co wymysle mogl zbudowac wlasnorecznie. Zalozylem pierwsze konto na instagramie gdzie publikwoalem co udalo mi sie wydlubac. Made in Suwalki na czesc miejsca gdzie sie urodzilem i gdzie lubie wracac, tez miejsca gdzie z moim przyjacielem Tomkiem zaczynalismy kilka podobnych inicjatyw. Warsztat za domem mial bardzo ograniczony czas dzialania, glownie wtedy gdy Janek poszedl spac, na ogol wiecej czasu zajmowalo mi wyciagniecie narzedzi z domu niz sama praca. Zbudowalem kilka mebli do domu i gdy zaczelo do mnie docierac, ze ciezko bedzie z tego zbudowac jakis biznes, szef kolezanki, a pozniej tez mojej zony, Wloch, wlasciciel firmy wnetrzarskiej stwierdzil, ze potrzebuje nowe polki na ksiazki w biurze. Kolezanka polecila mnie co wydalo mi sie szalonym pomyslem. Nie mialem chyba wtedy pracy, calosc powstala na dachu biura, zamiast 2 tygodni zajelo mi to miesiac, ale wyszlo. Proste rozwiazania, ale pociete, wyszlifowane i pospawane przeze mnie.

Czarna stal, sosna, brak doswiadczenia troche samobojstwo, ale klient byl zadowolony, prawdopodobnie glownie z ceny. Z mojej strony zaplata za projekt zwrocila mi sie z nawiazka za wszystko co zainwestowalem w narzedzia. Klient zamowil tez jakis czas pozniej szafke, ktora tez byla zdecydowanie zbyt zaawansowana na moje umiejetnosci, kilka razy po drodze chcialem sie poddac, ale jakos wyszla:

Za ta wyplate kupilem pile stolowa i zaczalem miec problemy ze skladowanie sprzetu w domu. Zaczelo mi tez brakowac prawdziwego drewna, ktore ciezko w HK kupic. W czasie swiat w Polsce odwiedzilem stolarza i tartak i wymyslilem, ze sprowadze drewno do HK z Polski. Miala to byc mala paczka, moze paleta na wlasne potrzeby. Tak mnie to zarazilo, ze kilka desek przywiozlem juz ze soba w walizce.

Nie wiem, moze moglem pominac to wszystko o moim amatorskim warsztacie, ale mam dzisiaj firme, robie meble i oprocz dzieci chcialbym, zeby ten blog opisywal rowniez to jak powstala moja jednoosobowa firma Hardwood HK Limited, jak sie rozwija i kto wie, moze kiedys jak bankrutuje 😉 Ale to chyba za tydzien juz napisze bo mi pary zabraklo. pozdrawiam!

 

Opublikowano w Azja, Biznes | 8 Odpowiedzi