Dzien 13 kilometr 4107

5 dni w Hami?

Dzien 13 kilometr 4107 jednak

Dobrze wstac o 10 ze swiadomoscia ze jest osma. Jakos tak tu dziala. Pierwszy mechanik nie podjal sie wyzwania i wyslal mnie do innego, dwie ulice dalej. Szef ma jakies 165cm wzrostu, nosi crocsy z hello kitty, a przed.jego warsztatem stoi ponad 50 martwych skuterow i motocykli. Marnie to wrozy.

image

Slucha silnika, odkreca okragla klapke i pokazuje mi, ze cos sie rusza. Mowie mu ze pojde zjesc sniadanie, a on ze sobie w tym czasie pogrzebie. Gdy wracam po 15 minutach z Jialinga zostal tylko szkielet, obok lezy bak, siedzenie, a silnik stoi na stolku. Po chwili z silnika tez zostaje tylko kupa czesci, a ja z trwoga patrze jak wykreca ostatnie sruby. Istatnio myslalem, ze motocykl to jednak prymitywna maszyna i da sie to ogarnac, ale teraz mysle, ze jesli uda mu sie wszystko zlozyc do kupy to jest mistrzem. Jest o dwa lata mlodszy ode mnie i mowi ze wszystkiego sam sie nauczyl grzebiac przy motocyklach.
Po chwili podjezdza arabsko wygladajacy gosc na motorze. Ma okolo 40 lat, duzo energii i wyglada na takiego co meczyl slabszych kolegow w podstawowce. Pyta sie czy nie chce sie z nim wymienic na motocykle. Ma taka ostro juz dobita dwucylindrowke 250ccm o pieknej nazwie Anhelo. Pomaga szefowi przy rozkrecaniu mojego silnika przy czym mowi, ze jak sie grzebie w silniku to juz nigdy nie bedzie dobrze. Patrze na unaszacy sie wokol pyl i mysle ze moze miec racje. W miedzy czasie testuje Anhelo i nalezacego do szefa Shineraya x2 250ccm. Super sprzet, nie przypomina mi zadnego europejskiego motocykla, Chinczycy szybko sie ucza.

image

image

image

Rozpadlo sie lozysko, a zaden z lezacych na ziemi silnikow nie ma takiego. Wsiadamy z szefem na jego bardzo popularne w Chinach Suzuki i jedziemy do centrum Hami. Gdy podnosze kask szef mowi, ze jest goraco, bedzie jechal wolno, nie trzeba. Pokazuje mu moja blizne po wypadku na skuterze, 20 szwow na glowie, on mi wielka dziure w kolanie. Ubieram kask.
Hami okazuje sie na tyle duzym miastem, ze ma dzielnice z czesciami, a nawet specjalny sklep z lozyskami, niestety mojego nie maja. Szef kupuje mniejsze o takiej samej wewnetrznej srednicy i mowi ze dorobi pierscien wokol. Moge miec tylko nadzieje, ze wie co robi. Po drodze podjezadzamy jeszcze do mikro restauracji zony jego znajomego, z ktorym razem jezdza. Gadamy o motocyklach, pokazuje mu zdjecia, a on mowi, ze po jutrze tez jedzie na wyprawe po Gansu i Qinghai. Na.koniec mimo mojej proby, placi za nas obu, a ja zastanawiam sie czy odbije to sobie w cenie uslugi.
Szeff wraca od kowala z lozyskiem. Cos sie po przerobieniu slabo kreci, ale mowi ze bedzie dobrze. Myjac benzyna pod cisnieniem wszystkie czesci znajduje nierownosci w… jak to sie moze nazywac… rurze, w ktorej chodzi tlok. To chyba dlatego, ze motor stal nieuzywany na dworze ponad pol roku. Zamowic czesci mozna tylko z fabryki w Chongqing na poludniu i potrwa to 4-5 dni. Widzac moja mine szef rusza do miasta szukac zamiennika. Ja w tyn czasie piznaje kolejnych ludzi podjezdzajacych do warsztatu i mam okazje pojezdzic na Zhongshengu 150ccm – konkurencja Jialinga. Powoli sie godze z tym ze tu utknalem, zapoznaje sie z Jinbeiem, pomocnikiem szefa, ktory nie wiem czemu mowi ze jest swoim starszym bratem i postanawiam, ze jesli nie wyjade bede siedzial w warsztacie i sie uczyl od mistrza. Jego kolega juz zapowiedzial, ze wieczorem idziemy sie bawic

image

Dodaj komentarz