Dzień 52

zaginiony dzien 52

WangShu – lokalny architekt Hangzhou

W Hangzhou zyje i projektuje Wangshu. Jedyny chinski zdobywca architektonicznego nobla – nagrody Pritzkera. Nagroda przyznana Chinczykowi mogla byc troche polityczna, ale wybrali odpowiednia osobe. Nietypowe jest to, ze nawet wsrod architektow malo kto o nim wczesniej slyszal. Na wywiadzie z Biennale Architektury w Wenecji widzimy sympatycznego, prostego Chinczyka z papierosem. Zdjecia jego lokalnych realizacji robia wrazenie, jest swiezosc. Przy ogromie chinskich rozbiorek, on na elewacje muzeum w Ningbo wykorzystuje materialy z rozebranych budynkow, ktore wczesniej tu staly. Szara cegla miesza sie z czerwona, z dachowkami i innymi ceramicznymi detalami. Jest szacunek dla miejsca. W innej rozmowie architekt wspomina jak stojac przed swoim muzeum uslyszal kobiete, ktora przyszla w to miejsce nie po to zeby zobaczyc wystawe, ale aby dotknac cegiel, ktore mogly tworzyc dziedziniec domu, w ktorym spedzila swoje dziecinstwo. Materialy ogolnie sa proste. Cegla, kamien, drewno, bialy tynk, surowy beton. Klasyka. A jednoczesnie swiadomosc chinskich mozliwosci technologicznych. Nie ma komputerowych krzywizn i blach tytanowych jak u Zahy, gdzie wszystko powinno byc precyzyjnie wyprodukowane w dalekiej przyszlosci, a wyglada jak recznie wyklepane przez chlopa. Tu naprawde budowali prosci chlopi, plyna do miast w poszukiwaniu pracy. Wangshu obserwuje tradycyjne techniki, interesuja go tez budynki powstajace w miastach nielegalnie jako demonstracja potrzeb mieszkancow. Podobno duzo czasu spedza na placu budowy, je wsrod robotnikow, wszystko go interesuje, jak pracuja.
Tyle widac ze zdjec, ale zeby zrozumiec wyjatkowosc architektury Wangshu trzeba jednak zobaczyc cos na zywo. Na zachodzie miasta powstal duzy kompleks kampusu Akademi Sztuk Pieknych. Budynki sa rozne, nieregularne i zobaczenie calej okolicy zajmuje mi kilka godzin. Schody pna sie wokol bydynkow, przeskakujac miedzy pietrami, calosc lacza tunele, pomosty, waskie przejscia i place. Podobnie jest w srodku. Tajemniczo, nieregularne otwory okien, gra swiatla, zmienia sie wysokosc sufitu, ciemne zakamarki gdzie mozna schowac sie z dziewczyna. Myslalem, ze chinscy studenci musza kochac swoj kampus. A podobno dopiero teraz, po wzmiankach w mediach i wycieczkach obcokrajowcow zaczynaja go doceniac. Wczesniej marudzili, ze sie gubia, ze brak regularnosci. Z mojego okna w Pekinie widzialem inne akademiki. Rzad olbrzymich wiezowcow. Moze i sto metrow kazdy, rzedy identycznych okien, za to samo wnetrze, kilka pietrowych lozek, calkowita anonimowosc w tlumie. Czy Chinczycy naprawde to lubia? Mijam na korytarzach prace studentow, ogromne pracownie gdzie nawet w lecie ktos pracuje. W cieniu na schodkach siedza sprzataczki i odpoczywaja, na innym placyku ochroniarze graja w karty, zycie jak w starych dzielnicach Pekinu, w waskich uliczkach hutongow spotykaja sie starzy ludzie zeby pogadac. Jest lato i w zwiazku z tym troche pusto, pewnie inaczej wyglada to w czasie roku akademickiego.

image

image

image

image

na cubic.al beda zdjecia jak osiade gdzies kiedys

Dodaj komentarz