Dzień 60

Dzien 60 kilometr 17800

W mojej glowie kwiaty z kielbasy
Czyta to ktos jeszcze? Bo bede meczyl dalej.
Iloveyourmici w koncu zwloklo swoje leniwe dupsko z kanapy i ruszylo dalej. Ruszyc bylo ciezko bo wczoraj z wujkiem porzadzilismy w altance pod blokiem. Planu brak, ogladam mape, sa dwie opcje. W trzy dni do Pekinu mozna, ale cala droga ciagnie sie przez zielony placek i bedzie nudno, az strach. 13ookm. Druga opcja na okolo, przez gory, dwa razy dluzsza. Wczoraj jak myslalem o tym, ze wsiade na motor poczulem dreszczyk emocji.
Jade do Huangshan, ukochane chinskie Zolte Gory, dawniej centrum kultury i sztuki. Musze niestety sie wrocic a droga nudna. Wloke sie 200km do Hangzhou 6 godzin, dwa razy po autostradzie, dwa razy sciaga mnie policja. Grozna mina znika gdy otwieram kask. Hello, where are you from? Bardzo sympatyczni ci policjanci, a ja jak menda udaje ze nie rozumiem w czym problem.
Jade przez chinska stolice swetrow:

image

Hangzhou omijam obwodnica. Autostradowa. Robi sie chlodno, zielono, pagorkowato. Bedzie ladna droga.

image

image

Wzgorza porasta bambus. Bambusowy las. Konczy mi sie benzyna, trzeba zjechac z autostrady. Zatkali moja furtke wyjazdowa, ustawiam sie w kolejce z glupkowatym hello na twarzy, a facet z obslugi podchodzi i wyciaga mi kluczyk ze stacyjki. Mowi, ze zlamalem tutejsze prawo, musi wezwac policje, a ja jestem juz troche posrany. Mozliwe, ze skonfiskuja mi motor. Znowu mam szczescie. Jest po szostej, wszyscy po sluzbie, nikt nie przyjedzie. Powiedzieli mu, ze jako obcokrajowiec moze nie znam ich prawa, ma udzielic mi reprymendy. Mowi ze mam szczescie. Oj mam. A policjanci po sluzbie? Nikt nie chce sie kompromitowac brakiem angielskiego przed bialym.
Nie ma juz upalu, chinskie dziadki spaceruja w majtkach przed domami. Jest znaczek z pokojami do wynajecia. Brzydki dom przy drodze, w garazu maja jakas nielegalna tkalnie.
Obok knajpka, otwarty na ulice, brudny pokoj 5 na 5m. Pod sufitem dwie gole zarowki, kilka stolikow, lodowka z cieplym piwem, siedza lokalni i gadaja. Jeden ze zlotym lancuchem sie do mnie przysiada. Dobrze wypoczalem bo rozmowa nawet sprawia mi przyjemnosc. Wygodne jest to, ze nie musze sie wysilac i myslec jak zagadac. Ja jem baklazan, czy cukinie, a on pyta co wymysli. Pokazuje na zone wlasciciela hotelu, to ona rzadzi w domu, wlasciciel jest malutki jak koniuszek malego palca. Slyszalem, ze czesto tak jest w Chinach. Przysiadaja sie jego tluste dzieci zeby posluchac. Dobrze je odchowal. Chinskie dzieci od dobrobytu tyja niegorzej niz amerykanskie.

image

W telewizorze reklama parowek. Smak tak zachwyca chinska rodzine ze wokol kwitna kwiaty z kielbasy. Niby absurd, ale czy wiekszy od miesnego jeza?

Dodaj komentarz