Dzien 61 kilometr 18150

Dzien 61 kilometr 18150

Najpierw slonce, potem deszcz i jeszcze raz deszcz

‚Yaoshenme? czyli Chce co?’ pyta kasjerka na stacji benzynowej. Odwracam sie od lodowki, ona chwile sie gapi i powtarza pytanie:
-Chce co?
-Wode.
-Jest w lodowce.
Jezyk chinski ma bardzo prosta gramatyke. Nic sie nie odmienia, nawet liczba mnoga rzadko wystepuje. Czasami jak sobie przetlumaczysz bezposrednio brzmi to dosc niegrzecznie, szczegolnie, ze dzien dobry i prosze wsrod sprzedawcow rzadko wystepuje. Jednak nie chce mi sie juz. Jest brzydko, a brzydko oznacza tak:

image

I tak bedzie juz do Pekinu. Zla droga i wykafelkowane betonowe wsie. Jest pozne popoludnie, pochmurno, kropi, wokol magazyny, fabryki, elektrownie. Droga s103 begnie wzdluz autostrady. Po obu stronach Chinczycy pobudowali domy. Moze wtedy jeszcze nie bylo autostrady i ich droga byla wazna? Nie wiem jak sfinansowali inwestycje. Budynki w wiekszosci wygladaja na puste, na podjazdach rosna chwasty, a przeznaczone na uslugi pimieszczenia na parterze nie maja szyldow.
Rano bylo ladnie i to chyba ostatnie ladnie do Pekinu. Zle spalem, brudna poduszka smierdziala obcymi ludzmi, ale rano, za oknem zobaczylem slonce i gory. Pod restauracja, ktora jak mi sie przypomniala nalezy do jego brata, siedzi ojciec tlustych dzieci.
Tradycyjna zabudowa Anhui to ladne domy z kamienia lub gliny, tynkowane na bialo z szarym kamiennym detalem. Malo ich zostalo. Jade przez polozone przy kretej drodze wsie i widze pojedyncze, opuszczone, gdzies dalej przy drodze. Wiekszosc jest burzona, a na ich miejscu rosna nowe betonowe budynki. Na ogol biale, nie wiem czy to wymog przepisow, czy przyzwyczajenie. Niektore maja skopiowany, charakterystyczny szczyt, niektore styropianowe opaski okienne, wiele to poprostu biale klocki z garazem. Jest skala, z daleka wyglada jednolicie, z bliska brakuje detalu. W sumie trudno wymagac od milionow Chinczykow mieszkania w zabytkowych domach tylko dlatego, ze nie stac ich bylo wczesniej na przebudowe. Najpiekniejsze wsie zostaly zachowane, jest ich sporo, sa oblegane przez turystow, a ich mieszkancy trzepia kase. Droga sie wije pod gore, pada deszcz a ja czekam pod oslona bambusow. Przy drodze malownicze jezioro. Mysle, ze sztuczne. Kiedys co jakis czas wynajmowalimy auto i jezdzilismy nad jedno z lezacych w gorach pod pekinem jezior. Wszystkie to sztuczne zbiorniki chyba budowane pod elektrownie wode. Dobrze to wyglada. Przy drodze tablice oznaczajace kolejne ze 100 najlepszych punktow do fotografowania Gor Zoltych. Nie trzeba szukac. Kazdy moze miec idealne zdjecie.

image

image

image

image

image

image

image

Zatrzymalem sie przy tej drodze 103. Na skraju miasta. Wlasciciel malego hoteliku wybiegl na ulice, zeby mnie zgarnac. Strasznie zadowolony, ze ma obcokrajowca. Wlacza klime, pokazuje gdzie moge sobie cos uprac, zapewnia, ze posciel jest swieza. Chce zjesc takie letnie danie, zimny makaron z ogorkiem i sosem sezamowym. Pokazuje mi na bude naprzeciwko. Gdy baba nie wie czego chce, ten podbiega wytlumaczyc. Tez mnie nie zrozmial. Przechodze w klapkach przez skrzyzowanie a wszyscy sie patrza. Dzieci wolaja rodzicow. Wychodze ze sklepu z chinska zupka, a baba z budy sie drze, ze to to i ona ma. Dopiero siodma. Atrakcji brak. Pokoik jest maly, brudny, ale ma rolete z wodospadem.

image

Dzieki za odzew!

Dodaj komentarz