Taka sytuacja miala miejsce:
Dwa tygodnie temu poplynelismy motorowka z trojka znajomych i moim synem na plaze po drugiej stornie wyspy. Miejsce trudno dostepne piechota, na odludziu, nie widac cywilizacji, u podnoza wielkiej gory, na plazy wielkie skaly, jak w raju. Gdy doplynelismy myslalem, ze idealne miejsce zeby ukryc sie przed koronawirusem. Moze kemping, namioty, jak bedzie koniec swiata to idealnie. Nie bylismy tam dlugo, poszukalismy skarbow, pozbieralismy smieci, troche polezelismy na piasku i wrocilismy do domu. Popoludniu wizyta u znajomych, sprzatanie u szwagierki i do spania. Rano na whatsappie mialem wiadomosc od jednego z uczestnikow wycieczki. Tu uwaga troche skomplikowane. Ja 1. bylem na lodce ze znajomym 2., ktorego zona 3. pracuje z kolezanka 4., ktorej mama 5. przylecial kilka dni wczesniej z Niemiec samolotem na pokladzie, ktorego byl zarazony 6. koronawirusem. Wyniki testow mamy 5. mialy byc tego samego dnia wieczorem.
Pierwsza mysl, ze mala szansa na wirusa lepiej byloby nie wiedziec. Teraz co robic? siedziec w domu? Kwarantanna? Wyjsc do pracy? Ludzi po drodze zawsze sie troche spotka. Jaka mam odpowiedzialnosc? Policzylem osoby, z ktorymi mialem kontakt popoludniu po wycieczce. Rodzice Janka kolegi i sam kolega, szwagierka i jeden znajomy plus moja zona i corka. 7 osob po kontakcie, ze mna. Znajomy ma tez zone i corke, zona rano gdy dostalem wiadomosc byla juz w pracy w urzedzie potencjalna kolejna setka osob do zarazenia. Wszystkim przeslalem ta wiadomosc bo nie wiadomo co robic. Czy jest jakas odpowiedzialnosc? Czy majac nawet male szanse na to ze moge byc zarazony musze informowac innych? Jesli zarazilem siebie a tez innych to nie dzielac sie z nimi ta informacja jestem niby winny. Oni tez woleli by nie wiedziec, ale w ten sposob w jakis sposob zrzucasz z siebie odpowiedzialnosc dalej, ja wszystkich poinformowalem, co wy z tym zrobicie wasza sprawa. Wiekszosc z nich potraktowala ta informacje raczej obojetnie, szwagierka postanowila zostac w domu. Ja nie pojechalem do warsztatu, postanowilismy sie nie widziec z nikim tego dnia, ale poszlismy na plaze. Usiedlismy na skraju, odgonilismy Janka kolegow i teraz jak tu kupic napoj. Czy narazam sprzedawce? Wirusy na pieniadzach?
Nie jest to chyba wszystko jakos prawnie zdefiniowane, koniec koncow wieczorem byly wyniki testow, z ktorych wyszlo, ze mama 5. nie ma wirusa. Jakby miala to kolejne dni czekania na nastepna osobe z kolejki czy zarazona czy nie.
Zmienilo to bardzo moj punkt widzenia, gdy u was sie zaczelo wszystko rozkrecac u nas bylo juz stabilnie, liczba chorych, okolo 120 praktycznie juz nie rosla, wszytsko bylo pod kontrola. Ludzie zaczeli odpuszczac maski itp. Ten epizod uswiadomil mi jak przypadkiem mozna sobie wszystko uwalic. Masz swoj biznes, terminy, spotkania i tak przez niepotrzebny wyjazd ze znajomymi wszystko jest sparalizowane. Od tego czasu bylo kolejne tapniecie, ludzie, ktorzy wrocili z Europy przywiezli wirusa spowrotem. Chyba jest pod 500 zachorowan juz, znowu nakreca sie paranoja, zakaz spotkan powyzej 4 osob, restrykcje w restauracjach, zamkneli boiska i place zabawa. Wielka lipa. Bardzo podoba mi sie, ze Polacy jednak sie przejeli. Widzialem film z drona z Olsztyna chyba. Puste ulice, zero ludzi, zadnych samochodow. trzymajcie sie tego, moze Polska wyjdzie jednak z tego lepiej niz reszta panstw UE.
Z balkonu widze mieszkanie samotnej kobiety, kilak dni temu pijawil sie w nim mlody chlopak. Ma na nadgarstku branzoletke dla osob odbywajacych kwarantanne, pewnie wrocil do domu ze studiow. Wirus coraz blizej.